Temat ubrany w cudzysłów nie bez powodu. Nie mam zamiaru przedstawiać swojego stanowiska w tym zakresie. Lubię dyskusje. Nawet te, które nie kończą się na zrozumieniu i dotarciu do wspólnego zdania. Dyskusja poszerza horyzonty. Zmienia spojrzenie na świat oraz sprawia, że musimy uruchomić naszą wyobraźnię. Czasami oczywiście jest to bardzo trudne, ale chcę wierzyć, że ludzie myślący nie kończą rozmowy bez drobnego zastanowienia.
Wróćmy jednak do tytułowej brody… stwierdzenie „broda nie czyni Cię mężczyzną”, które kiedyś usłyszałem i przyprawiło mnie o uśmiech na twarzy, jest oczywiście słuszne i prawdziwe, bo samo zapuszczenie włosów poniżej nosa, nie sprawia że stajemy się mężczyznami. Co jednak powoduje, że możemy się nimi nazywać?
Kiedyś kwestie męstwa były proste. Jeżeli chłopiec osiągnął wiek, w którym mógł utrzymać miecz – stawał się mężczyzną. Mierzono to bardziej w sposób fizyczny. Jakby na to nie spojrzeć, było to bardzo wygodne: od pewnego umownego wieku lub od momentu, gdy mogłeś się bronić na polu walki, stawałeś się prawdziwym facetem. Facet miał obowiązek zapewnić w domu bezpieczeństwo, pożywienie i przysłowiowy dach nad głową. Myślę, że akurat w tej kwestii niewiele się zmieniło… ale czy jednak?
Z biegiem czasu „bycie mężczyzną” ewoluowało… w dość wolnym tempie – aż do obecnych lat. Dzisiaj społeczeństwo bardzo mocno się zmieniło. Żyjemy w czasach i kraju, gdzie możemy zaobserwować pewnego rodzaju wymieszanie – starego z nowym. Z jednej strony ludzie bardzo konserwatywnie podchodzący do życia, z drugiej ci, którzy postanowili żyć „nowocześnie”. Gdzie w tym wszystkim jest facet?
Chciałem zadać Wam kilka pytań: czy mężczyzna to nadal ten, który zapewnia w domu te „starożytne” potrzeby (bezpieczeństwo, pożywienie, dach nad głową)? Czy można je wymieszać z wartościami zmieniającego się świata? Jeżeli mówimy o „domu” w rozumieniu rodziny – to co z „męskością”, gdy partnerzy/małżonkowie, postanawiają się rozstać? Co, gdy w ich życiu są dzieci? Co z „męskością”, gdy kobieta w domu zarabia więcej lub przejawia większe skłonności przywódcze niż mężczyzna? Co z „męskością” w sytuacji, gdy mamy do czynienia z parami homoseksualnymi – czy należy odebrać im prawo do bycia mężczyzną? Co „męskością” w miejscu pracy, gdy przywódcą grupy jest kobieta? Co z „męskością”, gdy przeżywamy trudny okres i nie radzimy sobie dosłownie z niczym – czy mężczyzna powinien zawsze przeciwstawiać się przeciwnością losu z twardym podejściem?
Wiem, że to dużo pytań (w pewien sposób powiedziałbym, że nawet filozoficznych). Wiem również, że ile osób – tyle opinii. Wiem, że można odpowiedzieć na te pytania w sposób prosty. Chciałbym jednak, żebyś zastanowił/a się nad odpowiedzią. Podejrzewam, że większość z nas (facetów) czuje się w 100% mężczyznami ;), jednak każdy opisze to w inny sposób. Czy to, że ja czuję się mężczyzną z powodów, które są dla mnie oczywiste sprawia, że ktoś inny, kto powody ma zupełnie odmienne – nie może się nim czuć? W oczach kogo chcemy być mężczyzną? Świata? Kobiet? Własnych? Proszę o konstruktywną dyskusję – do której serdecznie zapraszam :).
~Brodaty Myśl