Rafał Stasiak, nie jest znaną osobą. Nie obserwują go tysiące ludzi na Instagramie. Ale każdego dnia wykonuje ogromną pracę. Ma więcej wiary i siły w sobie niż niejeden z nas!
Wywiad jaki przeprowadziłem z Rafałem jest jednym z tych, które pamięta się do końca swoich dni. Ale może właśnie dzięki niemu, wielu z Was spojrzy na swoje życie z innej perspektywy. Zacznie doceniać te najdrobniejsze rzeczy, które niestety nie dla wszystkich są osiągalne…
Cofnijmy się 10 lat wstecz. Miałeś wtedy niecałe 18 lat i… co się dokładnie stało?
10 lat temu, a dokładniej 30 grudnia 2007 roku, uległem wypadkowi komunikacyjnemu. Jadąc rowerem wjechałem w dziurę (była niewidoczna), w której był wbity jakiś pręt. Przednim kołem roweru najechałem, zahamowało mi w miejscu przednie koło, wyleciałem przez kierownik i uderzyłem głową o asfalt. W wyniku tego uderzenia powstał ogromny krwiak, który zalał całą prawą półkulę mózgu i sparaliżowało mnie czterokończynowo.
Miałem niespełna 18 lat i pełno marzeń oraz planów na życie… Chciałem być mechanikiem, mieć własny warsztat, kochałem to co robiłem…
Dzisiaj masz 28 lat i cały czas od czasu wypadku przechodzisz rehabilitację. Na czym ona polega i jak duże są szanse na to, że pewnego dnia wstaniesz z wózka i będziesz chodził o własnych siłach? Jak sobie radzisz z kosztami leczenia?
Pytasz, czy mam szansę na to, żebym był samodzielny, sam chodził? Chciałbym i to bardzo, ale tego mi nikt nie zapewni i nie obiecywał. Miałem być wręcz “roślinką”, ale do tego nie dopuścili moi bliscy. Przez te wszystkie lata nie opuścili mnie! Wciąż mnie mobilizowali i bez ich pomocy, także tej materialnej, nie udałoby mi się być w tym stanie jakim jestem. O bólu i cierpieniu jakie przechodziłem i przechodzę nie chcę mówić. Wolę pozytywne myślenie.
Czyli każdy Twój dzień to potwornie ciężka rehabilitacja?
Przez wszystkie lata, w których zmagam się ze swoją niepełnosprawnością, rehabilituję się codziennie, inaczej powstałyby silne przykurcze, zaniki mięśni – staram się do tego nie dopuścić.
Jednym z Twoich zainteresowań jest gra w bocci. Musisz grać na wysokim poziomie, skoro możesz pochwalić się tytułem Vice Mistrza Polski! Skąd zainteresowanie tą mało popularną dyscypliną?
BOCCIA, jest paraolimpijską dyscypliną sportu zaadaptowaną z włoskiej gry w Boule – Bocce dedykowana przede wszystkim dla ludzi najbardziej sparaliżowanych, którzy nie mogli by uprawiać innego sportu. W Boccię mogą grać wszyscy. Ta gra wymaga nie tylko celnych, precyzyjnych rzutów, ale także strategii i taktycznego myślenia. Na pierwszy rzut oka to taka gra w kulki, ale to mylne wyobrażenie. Wie to każdy, kto choć raz spróbował zagrać.
Boccię trenuję od września 2013 roku w Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych Ruchowo, Ich Rodzin i Przyjaciół “PROMETEUS” z Konopisk koło Częstochowy pod czujnym okiem prezesa i jednocześnie trenera – Waldemara Trószyńskiego. Treningi przynoszą efekty. Zajmuję czołowe miejsca na arenie krajowej, a nawet i z zagranicznymi zawodnikami udało mi się wielokrotnie wygrać.
Jednakże żeby dorównać zawodnikom z czołówki światowej i dostać się na paraolimpiadę muszę jeszcze więcej trenować. Osiągać zdecydowanie lepsze wyniki na zawodach międzynarodowych i przede wszystkim muszę zainwestować w sprzęt, który jest bardzo kosztowny.
O jakich kosztach mówimy?
Profesjonalny, ręcznie szyty zestaw bil z Korei kosztuje bagatela tylko… około 5 tysięcy złotych. Przy czym trzeba jeszcze dodać koszt dojazdów na treningi, zawody i wyjazdy zagraniczne. Po podsumowaniu mamy ogromny koszt.
W Twoim przypadku, kiedy sporo pieniędzy kosztuje Cię leczenie, są to przecież kwoty nieosiągalne. Zgadza się?
Tak, dlatego razem z moimi przyjaciółmi ze stowarzyszenia, z którymi gramy w Boccię założyliśmy zrzutkę na zakup sprzętu. Być może z pomocą dobrych ludzi uda nam się zakupić upragnione bile.
Bocci to dyscyplina paraolimpijska, zresztą popularna jak sam podkreślasz, głównie wśród osób niepełnosprawnych. Wspólnie z kolegami z drużyny organizujecie zbiórkę na zakup sprzętu. Czy to oznacza, że Wasze ambicje celują w olimpijską rywalizację?
Apetyt na Paraolimpiadę mam, a czy będzie mi dane na nich wystąpić to już czas pokaże. Będę robił wszystko co w mojej mocy, by być coraz lepszym zawodnikiem. Trzeci rok z rzędu jestem Vice Mistrzem Polski. Pora by w końcu wejść na szczyt.
Nie byłbym sobą, gdybym nie zapytał o Twoją brodę. To właśnie na jednej z brodatych grup udało nam się poznać. Jak długo ją nosisz i czym dla Ciebie jest broda?
Noszę ją praktycznie od czasu wypadku. Na początku goliłem ją krótko, ale występowały u mnie problemy skórne i później zacząłem nosić już dłuższą. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez brody 😉
Codziennie ją czeszę, wcieram olejek, a nawet i moja ukochana przekonała się do brody i pomaga mi ją pielęgnować 😉
Czego życzy się młodemu chłopakowi, z tak niesamowitą wolą walki ze swoją niepełnosprawnością i taką energią jaka bije od Ciebie?
Czego mi życzyć? Przede wszystkim zdrowia bo to najważniejsze i sił do dalszej walki z samym sobą, no i może by moje marzenia i plany się spełniły.
Zatem Rafał, życzę Ci tego z całego serca i pozostań sobą, a jestem przekonany, że już niedługo sięgniesz po swoje marzenia! Piona!
W brodzie siła! Piona!
Każdy z nas może pomóc Rafałowi. Jeśli poruszyła Cię historia i wola walki tego brodatego bohatera, to zapraszam Cię do odwiedzenia jego strony facebook, na której dowiesz się o wszystkich sposobach pomocy mu z niepełnosprawnością. Wspólnie pomóżmy sięgnąć mu po marzenia i wejść na szczyt!
2 Komentarzy
Wspaniały człowiek, wzór do naśladowania przez wszystkich tych którzy sami skazują się na niepełnosprawność umysłową. Brawo Rafał!!
Nie wiem, czy broda … pewnie też pomaga :)) , ale determinacja i pracowitość, pogodne nastawienie do życia i innych. Mam przyjemność znać Rafała osobiście i pamiętam wcześniejsze etapy rehabilitacji – szacunek i uznanie. Dobrze, że może być inspiracją dla każdego, kto pokonuje swoje trudy i konsekwentnie zmierza naprzód. Pozdrawiam wszystkich